O mnie

Moje zdjęcie
Kraków, Poland
Witam na moim domowym blogu. Znajdziesz tu trochę różności. Dowiesz się, co cieszy mnie w życiu myszy domowej. Jak wyżywam się w kuchni, ogródku, pracowni - w szeroko pojętym mysim domku. Mam nadzieję, że zechcesz do mnie zajrzeć znowu, a zaglądając, skomentujesz szczerze moje poczynania. Jeśli prowadzisz bloga, chętnie wpadnę z rewizytą. :) Jeśli nie, możemy kilka zdań wymienić u mnie lub via mail: kwiatki.w.kratke@gmail.com :) Dużo słoneczka w duszy :) Pozdrawiam - mysz

wtorek, 30 listopada 2010

"Wkupne" candy :)

Świadoma znikomej popularności bloga niniejszego, postanowiłam światu oznajmić wszem i wobec, iż takowy istnieje. Uczynić to mam zamiar podstępnie, za pośrednictwem CANDY.
Plan jest mało skomplikowany i najskuteczniejszy w świecie - ja daję pewien drobiazg od siebie, a informacja rozprzestrzenia się tak zwaną pocztą pantoflową i zainteresowani przychodzą i oglądają :) Prawda, że proste? No chyba, że się CANDY nie spodoba, to plan bierze w łeb :/

Ale sio sio czarne myśli. W związku z tym, że i u mnie ruszyła przedświąteczna produkcja, mam zamiar wkupić się w wasze łaski choinkowym janiołkiem  :) Propozycje są trzy. Bez zbędnych wstępów przedstawiam głównych bohaterów:







Jak na załączonym obrazku widać Janioły są wykonane z masy solnej i aktualnie się suszą. Jako, że z obserwacji moich wynika, że wasze upodobania wnętrzarskie oscylują wokół barw pastelowych, głównie beży i bieli, postanowiłam nie malować aniołków, chyba że zwycięzca zdecyduje inaczej. Zawsze możecie same ozdobić je wedle gustu :)

Zasady jak zazwyczaj. Proszę o komentarz pod postem i podlinkowanie CANDY na swoim blogu. W komentarzu napiszcie, który aniołek najbardziej Wam się podoba. Zwycięzca otrzyma tego, którego wybrał. Losowanie 14 grudnia :)

Pozdrawiam cieplutko. Do miłego - mysz

sobota, 27 listopada 2010

Sposób na...

Odkąd kupiliśmy wypoczynek, jakoś nie mogę się z nim pogodzić. Tak się złożyło, że nie mogliśmy znaleźć nic sensownego nie ze skóry. W końcu jeden nam się spodobał, ale oczywiście był skórzany. Cóż, niech stracę. Jest skórzany. Nie zmienia to jednak faktu, że przyjemniej by mi się siedziało w fotelu z innym obiciem. Szczególnie nieprzyjemne jest to w lecie, kiedy zwyczajnie przyklejam się do siedziska.
Teraz w prawdzie sezon jesienno-zimowy, ale i czasu przy tej okazji więcej. W związku z tym zabrałam się po raz kolejny do szycia siedzisk kanapowych. To podejście zakończyło się częściowym sukcesem w postaci dwóch ukończonych poduchokwiatów. Zostało mi do zrobienia jeszcze cztery. A oto moje dziełko:


 




Wczoraj zajmowałam się też innymi drobiazgami. Podejrzałam w jednym miejscu śliczne gwiazdki z brzozowej kory. Postanowiłam sprawić sobie takie same. Do sklepu było mi jakoś nie po drodze, ale od czego mam drwa brzozowe przeznaczone do spalenia w kozie. Kora nada się idealnie. Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Dziś dokończyłam pracę i gotowe gwiazdki wyglądają tak:



Pozdrawiam gorąco - mysz :)

piątek, 26 listopada 2010

Na długie wieczory

W dniu wczorajszym, na okoliczność z nagła przybyłej zimy, postanowiłam okryć co delikatniejsze roślinki sosnową kołderką. Przy tej okazji spostrzegłam cudownej urody mech w szparach bruku i w mysiej główce zaświtała pewna iluminująca wizja. Wyskrobawszy pieczołowicie nożykiem zielone strużki, pobiegłam z nimi czym prędzej do domu. A efekty tego nagłego olśnienia wyglądają następująco.


    


W takiej aranżacji pomarańczowy rooibos smakuje jeszcze lepiej. 
A długie wieczory przestają przeszkadzać.
Bo muszę się przyznać, że w tym roku wyjątkowo nie mogę pogodzić się ze zmianą czasu. Już o 16:00 mam ochotę zostawić wszystko, zaparzyć dobrą herbatę... Tylko czytadła ostatnio nie mogę znaleźć takiego, które by mnie wciągnęło. Chyba wybiorę się na poszukiwania jakiegoś Dickensa albo Whartona.
Tymczasem jednak, biorę się za codzienne obowiązkości. 


Pozdrawiam serdecznie :)

piątek, 19 listopada 2010

Roletki :)

Już drugie lato minęło nam na poddaszu w palącym słońcu. Z naszych kalkulacji wynikało, że zakup 6 rolet dachowych wyniósłby nas więcej niż chcielibyśmy na to przeznaczyć. Podczas tegorocznych wakacji, w jednym z hosteli podejrzeliśmy ciekawe i tanie rozwiązanie. Zmodyfikowaliśmy je nieco, tak aby sprostało naszym wymaganiom. Udało się. Trzeba było tylko zdobyć wszystkie elementy i zrobić długo wyczekiwane roletki. Zajęło nam to trochę czasu, ale już są :)

System jest bardzo prosty. Wzdłuż okna przykręcone są cienkie rureczki-karnisze, zakupione w Castoramie. Do tego zasłonka uszyta z haftowanej tafty i grubej prążkowanej poszewki. Zależało mi na tym, żeby materiały były cienkie, delikatne i jednocześnie nieprzepuszczające światła, ponieważ te akurat są przeznaczone do sypialni. Do pokoju dziennego przeznaczony jest cieniutki podszewkowy materiał, który wpuści dużo światła, ale zatrzyma część promieniowania.


Wybór materiału podyktowany był kolorystyką tureckiej lampy, którą kupiliśmy również podczas tegorocznych wakacji.








Na razie uszyłam rolety do sypialni i nimi się pochwalę.

Dla mnie jest to rozwiązanie idealne. Bardzo wygodne w obsłudze. Ociepla wnętrze. W dodatku można wybrać dowolny wzór, tak aby pasował do reszty wystroju. 



wtorek, 16 listopada 2010

Wieczory coraz dłuższe

Wieczory coraz wcześniej podchodzą pod moje okna. Automatycznie skracają czas pracy i przycinają chęć do aktywności.  Wraz z zapadnięciem zmierzchu mam tylko ochotę utonąć wygodnie w fotelu z kubkiem gorącej, czarnej herbaty w łapkach. Na zdjęciu mój ukochany kubek po prababci, której niestety nie znałam. W kubku czarna liściasta z sokiem z pigwy. Najlepsza na na długie wieczory i gapienie się w rozżarzone drwa.

  
Oprócz herbatki, na poprawę nastroju cudownym antidotum są pieczone jabłuszka. Nic prostszego i pyszniejszego. A do tego robi się samo. Ważne tylko jaką odmianę wybierzemy. Nie każda się nadaje. Na załączonym obrazku jabłuszka popękane. Niezmiennie smaczne, ale niezbyt estetyczne. Wcześniej piekłam inne i zachowały piękny kształt i konsystencję, przy czym fantastycznie się dopiekły. Takie jabłuszka można przeciąć na pół, wydrążyć gniazda nasienne i faszerować powidłem śliwkowym. Komponuje się rewelacyjnie i smakuje bajecznie zarówno na ciepło jak i na zimno. Polecam

poniedziałek, 8 listopada 2010

Małe conieco

Po tak długiej przerwie nie wiem od czego zacząć. Nie zdążyłam się dobrze rozkręcić, a już musiałam dać mocno po hamulcach, w związku z czym podwójnie mi trudno. Zacznę może od kilku drobiazgów, które od dłuższego lub krótszego czasu cieszą moje oka.
Jako pierwsza, kolekcja emaliowanych czajniczków.


Kolekcja, to być może zbyt wiele powiedziane. Takie wesołe trio. Zachwycają mnie kształtami. Są takie urocze, pękate. :) Pierwszy był zielony. Pierwotnie zdobiła go czerwona emalia, ale nie pasowała do niczego w kuchni. Teraz żałuję tej metamorfozy, bo wiem już, że czajniczki będą kolorowe, a w zieleni nie wygląda już tak dobrze. Drugi był kremowy. Nic w nim nie "poprawiałam" nauczona wcześniejszą wpadką. Jakieś dwa tygodnie temu dołączył do nich niebieski. Ma słodką półokrągłą czapeczkę i w ogóle jest taki okrąglutki. Nie mogłam mu się oprzeć. Wszystkie wyszperane pod Halą Targową na starociach.

Kolejną zdobyczą jest taki zabawny koszyczek.


Jeśli dobrze kombinuje, kiedyś był formą do chleba. Pomalowany przed sprzedażą/zakupieniem, pasuje kolorystycznie do mebli.

I jako ostatni, brązowy  dzbanuszek, do którego niedawno dołączyła miseczka.


I to by było tyle na dzisiaj. Pozdrawiam serdecznie.
mysz.