Na początek trochę koloru. Tak mnie te śliwki oczarowały, że bez głębszej refleksji poprosiłam o kilogram. Dobrze, że choć oczy trochę nacieszyły, bo więcej pożytku z nich nie było. Niestety.
Na swoje usprawiedliwienie mam tylko, że od piątku siedzę w domku, chora. I tak te bestie omamiły mój osłabiony rozumek.
Na zewnątrz słoneczko świeci, aż miło, ale temperatura i zapach powietrza nie pozwalają zapomnieć, że to już nie wrzesień. Korci mnie, żeby umyć okna, ale trochę się obawiam o nadwątlone zdrówko.
Wczoraj, korzystając z okazji, zajrzałam "na ciucha" i wyszperałam piękny jasny szal i kilka kawałków ciekawych materiałów. Właśnie suszą się grzecznie, wyprane z "ciuchowych" zapaszków. Mam kilka pomysłów, ale jeszcze nie zdecydowałam, co z nich zrobię. Na dziś mam plan taki, że obiecałam mężusiowi lniany pokrowiec na jego Zabytek. I chyba, w związku z powyższym, wezmę się zaraz do pracy.
Jeszcze tylko Helena na koniec :)
Jutro ostatni dzień Candy! Zapraszam ostatnich spóźnialskich i witam serdecznie uczestników, jak również "nieuczestniczących" gości, a przede wszystkim nowych obserwatorów. Zapraszam do pozostania na dłużej. Pozdrawiam gorąco znad filiżanki czerwonej herbatki - mysz.
Śliwki wyglądają apetycznie. Sama bym je kupiła bez zastanowienia.
OdpowiedzUsuńCzemu tylko oczy ucieszyły???
Ciekawa jestem Twoich nowych materiałowych nabytków.
Mam nadzieje, że je pokażesz?
Helena wygląda tak, jakby za chwilę miała zacząć pić herbatę;-)))
Serdeczności ślę.
Florentyno, Helena na szczęście w herbatach nie gustuje. Ale mleka przy niej pić nie można ;) Materiały na pewno pokażę, a najchętniej pokazałabym już moje wytworki :)
OdpowiedzUsuńŚliwki niestety nie nadawały się już do jedzenia. Nie wiem czy przejrzałe, czy przemrożone. Ugotowałam z nich kompot i cały wylałam. Niesmaczny był :(
Zdrowiej nam Maleńka! =}
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
Asiek
Śliczna kotka, tak podobna do mojej;)
OdpowiedzUsuńŻyczę zdrowia!