O mnie

Moje zdjęcie
Kraków, Poland
Witam na moim domowym blogu. Znajdziesz tu trochę różności. Dowiesz się, co cieszy mnie w życiu myszy domowej. Jak wyżywam się w kuchni, ogródku, pracowni - w szeroko pojętym mysim domku. Mam nadzieję, że zechcesz do mnie zajrzeć znowu, a zaglądając, skomentujesz szczerze moje poczynania. Jeśli prowadzisz bloga, chętnie wpadnę z rewizytą. :) Jeśli nie, możemy kilka zdań wymienić u mnie lub via mail: kwiatki.w.kratke@gmail.com :) Dużo słoneczka w duszy :) Pozdrawiam - mysz

poniedziałek, 21 listopada 2011

Aaaaa! Wygrałam naszyjnik! Śliczny! :D


W Candy na Wyspie u Pchełki właśnie wygrałam śliczny naszyjnik. Kiedyś również zrobiłam naszyjnik na takim sznurku. Trochę drapie w szyjkę i obawiam się, że ten też może, ale jest dużo ładniejszy i wart ewentualnego cierpienia :) 
Dziękuję Pchełko! Nie mogę się doczekać, kiedy wpadnie w moje rączki :) 

A tak na marginesie, kupiłam dziś glinę! Mało mi było warsztatów raz w tygodniu, więc popędziłam dziś do sklepu i oto mam! Za jakieś dwie godzinki wtopię w nią moje małe paluszki :)

niedziela, 20 listopada 2011

Moja wizja świata, czyli polowanie z aparatem

Witajcie w ten piękny dzionek. Poranek wielce był mroźny, ale już słoneczko świeci i ogrzewa świat przyjemnie - mam nadzieję, że u Was również. Korzystając z okoliczności przyrody, jakie zaistniały w naszym ogrodzie przed południem, chwyciłam za aparat i poszłam trochę pomarznąć. A oto jakie są tego skutki:











piątek, 11 listopada 2011

Pigwa, gruszki i inne zielone :)



To był tydzień z zapachem pigwy. Przywiozłam jej dość dużo od mamy. Nigdy jeszcze nie miałam jej tak wiele. Jednak aromat tych twardych owocków rekompensował mi ból rąk gdy wieczorem kończyłam ciąć ją na cienkie plasterki. Mam w planach pyszną nalewkę, tylko nie mogę się zdecydować czy odlać sobie najpierw sok, czy też całość zużyć do nalewki. Jeszcze nie przeglądałam przepisów. Pomyślę nad tym.









Jak obiecałam, pokazuję dżem gruszkowy. Ma niesamowity kolor, który "sam się zrobił". Na zdjęcie załapały się już tylko dwa słoiczki, bo oczywiście nie mogłam mu się oprzeć. Namawiam mamę, żeby też taki zrobiła, bo szkoda mi reszty owoców, które pewnie się zmarnują. Ja już nie zdążę ich zebrać. Obawiam się jednak, że mama sama potrafi sobie znaleźć tyle zajęć, że dokładanie jej kolejnych pomysłów, jest bezcelowe i właściwie nieładne z mojej strony. Chociaż, jak ją znam, zabierze się za gruszeczki, jeśli tylko znajdzie pół dnia luzu :)








A na koniec, ostatnie dary mojego małego warzywniaczka. Aura sprzyja, nie było zbyt silnych przymrozków, więc zioła wciąż nieźle się trzymają. Niestety bazylia padła pod naporem pierwszych chłodów. Trzy mizerne, czarne kikutki tylko zostały. Właściwie nie uszczknęłam więcej niż trzy listeczki. Nie mam coś ręki do bazylii. Nie smęcąc jednak, ten zielony bukiecik dorzucam do życzeń udanego weekendu :)





niedziela, 6 listopada 2011

Przyszedł listopad




Pisałam ostatnio o "Smacznej paczce" i sama się na nią zdecydowałam. W pierwszej dostawie otrzymałam pięć herbat rozkwitających. Powyżej jedna z nich - z kwiatem chryzantemy. Świetna, radosna opcja na jesienne wieczory.

A co do jesieni - w stronach moich rodzinnych rośnie grusza. Potężna, stara, obficie darząca owocami. Babcia mówi, że gdy jesienią zniosło się je do piwnicy, to ostatnie zjadali w lipcu. Są twarde jak kamień i na surowo raczej się nie nadają do jedzenia. Jak sięgam pamięcią, gdy byłam mała, babcia gotowała takie "gruszeczki" i wtedy były pyszne :) Tego roku niestety owoce nie wpadają w miękką trawę, tylko na twardą ubitą ziemię. Co za tym idzie roztrzaskują się bezlitośnie. Nie miałam jednak serca tak ich zostawić. Pozbierałam co się dało z przeznaczeniem na upieczenie lub dżem. Stanęło na dżemie - pysznym, z kardamonem. Owoce zasypuje się cukrem na noc lub na dobę. W takim stanie możecie je zobaczyć poniżej.






Wysmażyłam je tak solidnie, że z prawie 2 kg owoców wyszło mi 250 ml słoiczki dżemu. Jego wspaniały, intensywny kolor pokażę Wam następnym razem :)

Żeby zagospodarować te dary jesieni jak najdokładniej, pozostałe gniazda nasienne i skórki zalałam wodą z cukrem i już następnego dnia poczułam charakterystyczny octowy zapach.






Wyjazd do mamusi "zaowocował" też innymi zdobyczami, poniżej cudowna, pękata, zielona butla imitująca obecnie wazon. Obok niej mniejszy, równie zielony flakonik - szperowa zdobycz, prezent od teściowej.






A to już moje pierwsze ceramiczne dzieło :) Na razie tylko "on" został wypalony. W przyszłości z przyjemnością pokażę Wam też inne moje wytworki - mam nadzieję, że już poszkliwione.






Miłej niedzieli!!!