Jak już wiecie moje candy wygrała Inkwizycja. Ale pewnie nie wszyscy wiedzą, że ja wygrałam candy u Inkwizycji :D Przyznam szczerze, że gdy wylosowałam właśnie Ją, trochę mi było smutno, bo nie wierzyłam, że taki zbieg okoliczności może nam się przydarzyć. A jednak :)
Janiołek już spakowany jutro zostanie wyekspediowany do nowego domku :) Na pewno będzie mu tam dobrze.
Skoro jednak przy słodkościach jesteśmy, chciałam się z Wami podzielić bardzo fajnym pomysłem na słodkie śniadanie.
Chlebek marchewkowy odkryłam już dawno i od czasu do czasu walczyłam z przepisem, bo tak ten proces trzeba nazwać. Jednak ostatecznie, po kilku takich bojach, doszliśmy do porozumienia. I choć od początku w jego smaku było dla mnie coś intrygującego, to teraz mogę powiedzieć, że wiem już czego chcę. Ustaliłam w jakiej piec go formie. Wyeliminowałam koperek (nie wiem jak, ktoś wpadł na to, żeby do słodkiego chleba dodać koperek), połowę cukru, dodałam rodzynki i suszoną żurawinę i zajadam się namiętnie. Najlepiej smakuje z domowym powidłem :)
Zanim podam przepis, napiszę może o nim coś więcej. Przede wszystkim jest taki dosyć "chlebowaty". Ciężki, zwarty, lekko gliniasty, jeśli tak można to ująć. Szybko wysycha, ale gdy przechowuję go w plastikowym pudełku, to długo zachowuje świeżość. Zaraz po upieczeniu ma fantastyczną chrupiąca skórkę, dlatego najwięcej zjadam go, gdy jest jeszcze gorący :] A poza tym, marchewka jest zdrowa :]
Przechodząc do meritum, potrzebujemy:
- 4 szklanki mąki
- 1/2 szklanki cukru
- 1 łyżeczka sody oczyszczonej
- 2 szklanki startej surowej marchwi (najlepiej na tym tarku do buraczków)
- 1 jabłko starte takoż (ale obejdzie się bez; przydaje się, gdy marchewka trochę przywiędnie)
- 2-3 jaja (nieortodoksyjnie)
- garść rodzynek/żurawiny/co tam lubicie
Najpierw mieszamy suche składniki, oprócz rodzynek lub ścieramy marchewkę i jabłko (w dowolnej kolejności). Potem robimy to drugie (suche albo marchewka). Dalej łączymy wszystko ładnie razem. Na koniec dodajemy jaja i rodzynki i dokładnie mieszamy.
W tak zwanym międzyczasie rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni Celsjusza. Formę wykładamy papierem i ciastem - w kolejności jak napisano. Wygładzamy ciasto mokrą ręką i pakujemy do piekarnika. Pieczemy do zrumienienia (jak dla mnie około 1h). Wyjmujemy i się zajadamy :)
Podana porcja wystarcza na niedużą kwadratową blaszkę (ok. 20x20).
Szef kuchni poleca :]